No i udało się!
Panowie od płotu przyjechali i w jeden dzień postawili słupki na 80% ogrodzenia.
Ja zresztą też, bo tego dnia odkopałam 6 słupków betonowych od drogi asfaltowej a kolejne 6 stalowych wycięłam diaksem. Dokończyłam też wycinanie krzaków i drzewek, które wyrosły w starym ogrodzeniu.
A kolejnego dnia zrobiło się zimno i cały dzień padało - najpierw deszcz, a potem śnieg. Ekipa twardo przyjechała, ale wykopali tylko dół pod ławę fundamentową nowej bramy i zwinęli się do domu. Fakt, było obrzydliwie. Sama też zmokłam i zmarzłam przygotowując kolejną "porcję" ogródka do przeprowadzki.
A sobota, na którą zaplanowaliśmy wycinanie drzew i przewożenie ostatnich roślin rankiem przywitała nas przepiękną bielą!
Śnieg ciężki i mokry, więc najpierw przegląd ogrodu, czy niczego zbytnio nie przywaliło, podwiązanie paru krzaków, ale jak tu ciąć drzewa, kiedy z nich się sypie za kołnierz!
Pozostaliśmy więc tylko przy planie przewiezienia reszty roślin, co było i tak zadaniem trudnym (i brudnym!).
Ale podołaliśmy! I można było ogłosić koniec przenoszenia ogrodu. Duża rzecz.
Na świeżo posadziliśmy tylko 3 największe drzewka, żeby nie narażać ich na suszenie korzeni, a reszta została złożona w oborze (dla ochrony przed mrozem) i czeka na lepszą aurę. Jeszcze więc będzie sadzenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz